Ile wolności w demokracji?

Wolność słowa to jedna z ważniejszych swobód demokracji, to oczywista oczywistość i nawet nie ma sensu tego udawadniać. Owszem, bez problemu można przytoczyć wiele przypadków nadużywania tej wolności, ale z pewnością nie świadczy to tym, że sama zasada jest zła i należałoby ją ograniczyć. Tym bardziej, że wiele takich nadużyć i brutalnych słów to dzieło samych polityków, którzy jakoś mało dbają o przyzwoity poziom debaty publicznej. Za to chętnie korzystają z przysługujących im praw i żądają ochrony dla ochrony siebie samych.
Jedyny efekt takich działań – to zajęcie dla prokuratury.

W przeszłości było już kilka głośnych spraw o znieważenie prezydenta. Najbardziej chyba znana to sprawa Huberta H., ale z tego samego paragrafu przed sądem stanął takze Andrzej Lepper (skazany na karę grzywny za nazwanie prezydenta Kwaśniewskiego najwięksym nierobem w Polsce). Prokuratura prowadziła też śłedztwo (ostatecznie umorzone) przeciwko niemieckiemu pismu „Tageszeitung”. Za to umarzane były kolejne sprawy przeciwko Januszowi Palikotowi.  
Można tu jeszcze wspomnieć o tym, że sąd umorzył też sprawę prezydenta Wałęsy za odnoszące się do prezydenta Kaczyńskiego słowa „durnia mamy za prezydenta”. Prezydent Kaczyński złożył w tej sprawie zażalenie i sprawa czeka na rozstrzygnięcie w Trybunale Konstytucyjnym. TK musi się wypowiedzieć o sprawie autora programu komputerowego, który stronę prezydenta wypozycjonował w wyszukiwarce jako główny odnośnik słowa „powszechnie uznanego za wulgarne”.

Do 10 kwietnia ubiegłego roku w sieci działała strona „Spieprzaj Dziadu”. Ostro, ale inteligentnie i na poziomie krytykowała prezydenta Kaczyńskiego. Cieszyła się sporą popularnością w sieci, również dlatego, że nigdy nie przekroczono tam granic wulgarności czy nawet dobrego smaku.
Nie wiem – na jakim poziomie była strona antykomor.pl – nigdy wcześniej o niej nawet nie słyszałam. Nawet jednak jeżeli nie była na najwyższym poziomie – to i tak działania podjęte w stosunku do jej autora to zdecydowane przegięcie. Podobno prokuratura prowadziła śledztwo od lutego tego roku. I teraz nagle trzeba było użyć ABW do akcji? Kompletna paranoja.
Nie wiem czy to jakiś „prikaz z góry” czy oddolna inicjatywa jakiegoś gorliwego prokuratora, ale tą droga można dojść tylko na manowce demokracji. Lepiej wycofać się jak najszybciej.
Niestety, ale osoby publiczne muszą się liczyć z tym, że bardziej są narażone na krytykę, nawet przesadzoną i niezasłużoną. Nie da się tu chować za paragrafami.

A tak na marginesie – czy ktoś wie jakie są osiagnięcia parlamentarnego zespołu ds. monitorowania sieci?
PiS bedzie monitorował internet
Od lutego pewnie jakieś efekty muszą mieć, a nigdzie nie mogę znaleźć śladów tej działalności.